Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

Gdzie mrówki zimują?

Wiele zwierząt zaczyna przygotowania do zimy jeszcze przed nastaniem mrozów. Nie inaczej czynią niektóre gatunki mrówek. Odżywiając się intensywniej, gromadzą rezerwy w ciele tłuszczowym, które pomaga im przetrwać niekorzystny czas bez konieczności zdobywania pokarmu

Wiele zwierząt zaczyna przygotowania do zimy jeszcze przed nastaniem mrozów. Nie inaczej czynią niektóre gatunki mrówek. Odżywiając się intensywniej, gromadzą rezerwy w ciele tłuszczowym, które pomaga im przetrwać niekorzystny czas bez konieczności zdobywania pokarmu
Fot. Paweł Bieniewski

Klimat umiarkowany, w jakim przyszło żyć nie tylko nam, ale także zwierzętom zamieszkującym nasze otoczenie, charakteryzuje się występowaniem zróżnicowanych pór roku. Są to nie tylko piękna wiosna, podczas której przyroda budzi się do życia, czy lato w pełni rozkwitów i dojrzała w owoce jesień, ale także zima. Okres, w którym większość dziko żyjących zwierząt albo walczy o przetrwanie, wykorzystując każdą okazję, by znaleźć coś na ząb, albo przesypia ten niekorzystny czas w wygodnej i odizolowanej od wszechogarniającego mrozu kryjówce.


Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...





Michał Michlewicz
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Instytut Zoologii
Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu

Goryle pod ostrzałem

Na wschodnich rubieżach Demokratycznej Republiki Konga, między Jeziorami Alberta, Edwarda i Kivu leży Park Narodowy Wirunga. To jedno z ostatnich miejsc w Afryce, gdzie żyją goryle górskie. Pocięty granicami Konga, Ugandy i Rwandy fragment krainy wulkanów jest jedynym dostępnym dla turystów miejscem, w którym mogą oni stanąć twarzą w twarz z tymi największymi przedstawicielami człekokształtnych. Ja miałam okazję przyjrzeć im się z bliska jesienią 2011 roku.

Srebrnogrzbiety – uosobienie siły i odwagi

Srebrnogrzbiety – uosobienie siły i odwagi

Liczebność goryli górskich (Gorilla beringei beringei) ocenia się dziś na 600–700 osobników. Co się więc takiego stało, że tych pięknych, łagodnych olbrzymów żyje obecnie zaledwie kilkaset? Przecież Park Narodowy Wirunga jest najstarszym w Afryce parkiem narodowym utworzonym w 1925 roku głównie w celu ochrony goryli. Dramat tych zwierząt zaczął się wraz z nadejściem kolonializmu. Jeszcze w XIX wieku jak Afryka długa i szeroka biali osadnicy urządzali krwawe rzezie, nazywając je polowaniem. Dla trofeów i zabawy wybijali stada słoni, lwów, antylop i... goryli. Utworzenie parku tylko w niewielkim stopniu poprawiło los goryli górskich. Nadal ginęły całe rodziny, zabijane już nie przez myśliwych, lecz kłusowników. Kwitł nielegalny handel zwierzętami żywymi i martwymi. W połowie XX wieku rozpoczął się proces dekolonizacji Afryki. Demokratyczna Republika Konga uzyskała niepodległość po 52 latach belgijskiego panowania i niemal natychmiast wybuchła tam wojna domowa. W dzikich ostępach wschodniego Konga kryjówkę znajdowały kolejne grupy uzbrojonych, okrutnych i głodnych pseudozwolenników pseudodemokracji oraz fanatycy religijni. Podobnie potoczyły się losy Ugandy. Walki plemienne i wojny religijne wyniszczały kraj. Bezbronna ludność masowo uciekała w niedostępne, więc bezpieczniejsze niż niziny góry. Rwanda w latach 70. i 80. XX wieku, mimo waśni etnicznych, stanowiła jedno z bogatszych państw czarnej Afryki. Jednak w latach 90. stała się miejscem najkrwawszych w historii Afryki wojen domowych pomiędzy dwoma głównymi plemionami kraju: Hutu i Tutsi. W zaledwie 100 dni, między kwietniem a lipcem 1994 roku, w bestialski sposób Hutu wymordowali ponad milion Tutsi. Setki tysięcy ocalałych z pożogi – zarówno Tutsi, jak i Hutu – uciekło w zatłoczone już przecież góry Wirungi. W górach i dżungli wschodniego Konga oraz zachodniej Ugandy zaroiło się od tych, którzy uciekali przed prześladowaniami z powodu przynależności plemiennej, ale także tych, którzy chcieli uciec przed sprawiedliwością, armią rządową, prawem. Dziś jest to jeden z najgęściej zaludnionych obszarów Afryki. Ci wszyscy ludzie musieli coś jeść i gdzieś mieszkać. Pod uprawy i osady karczowano dżunglę. Wycinano las, by drewno przerabiać na węgiel drzewny – jedyny oprócz chrustu opał stosowany w gospodarstwach domowych*. Gdy wycięto wszystkie drzewa poza parkiem, zaczęły się nielegalne wycinki na obszarze chronionym. Zmniejszał się obszar, na którym mogły żyć goryle, zmniejszał się również dystans między zwierzętami a ludźmi. Goryle, z powodu pokrewieństwa genetycznego z człowiekiem, zapadają na wszystkie choroby nękające ludzi, ale o ile człowiek nabrał pewnej odporności na grypę czy katar, o tyle goryle zupełnie nie są odporne na ich wirusy.

Goryl gorylowi nierówny

Goryle to najwięksi przedstawiciele małp człekokształtnych. Zamieszkują lasy środkowo-zachodniej Afryki. Dzielą się na dwa gatunki – goryle wschodnie (Gorilla beringei) i zachodnie (Gorilla gorilla) oraz cztery lub pięć podgatunków (w tej kwestii uczeni nie są zgodni). Goryle wschodnie żyją na wschód od rzeki Kongo, a zachodnie na zachód od niej. Wschodni obszar obejmuje wschodnią część Demokratycznej Republiki Konga, Ugandę i Rwandę. Zachodni obszar występowania goryli to Nigeria, Kamerun, Republika Środkowoafrykańska, Gwinea Równikowa, Gabon, Kongo, Angola i zachodnie krańce Demokratycznej Republiki Konga.

Goryle wschodnie dzielą się na goryle wschodnie nizinne (G. b. graueri) i górskie (G. b. beringei) oraz sporny podgatunek – goryle górskie zamieszkujące Nieprzenikniony Las Bwindi w Ugandzie.

Podgatunki goryla zachodniego to zachodni goryl nizinny (G. g. gorilla) i G. g. diehli, który miał jednak pecha: nie zainteresowała się nim żadna Dian Fossey. Do dziś nie został więc objęty ochroną, a na temat jego liczebności brak danych.

Te wzgórza jeszcze kilkanaście lat temu były porośnięte dżunglą i stanowiły dom dla goryli

Te wzgórza jeszcze kilkanaście lat temu były porośnięte dżunglą i stanowiły dom dla goryli

Pomimo powszechnych mordów, głodu, chorób i wszelkich możliwych plag liczba ludności w rejonie Wirungi rośnie w zastraszającym tempie. Szacuje się, że blisko osiemdziesięciomilionowe obecnie Kongo osiągnie liczbę stu milionów mieszkańców w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Te sto milionów musi coś jeść. Gdy zabraknie manioku i kurczaków, zjedzone zostaną również goryle, bo jeden goryl to 100 kg mięsa.

Pisałam już o wycinaniu drzew i przerabianiu ich na węgiel drzewny. Proceder stworzony i nadzorowany przez zorganizowane grupy przestępcze kwitł i rozrastał się. Całe wsie utrzymywały się z wypalania węgla. Dochody mafii w latach 2005–2007 sięgały 30 mln dolarów rocznie. Dla porównania dochody z turystyki związanej z gorylami wynosiły w tym czasie około 300 tys. dolarów. Skorumpowani urzędnicy i policja przymykali oczy. Jedynie międzynarodowe organizacje ekologiczne biły na alarm. W lipcu 2007 roku doszło do masakry goryli. Na zlecenie mafii węglowej, w zemście za utrudnianie jej życia przez straż parkową i ekoaktywistów, w ciągu jednego tygodnia zabitych zostało siedem goryli, w tym dwa silverbacki – srebrzystogrzbiete samce będące przywódcami stad. Pod naciskiem opinii publicznej kongijscy oficjele zdecydowali się podjąć konkretne działania w tej sprawie. Zleceniodawcy mordu zostali aresztowani i osądzeni.

Czteromiesięczny malec najpewniej czuje się przy boku mamy

Czteromiesięczny malec najpewniej czuje się przy boku mamy

W tym miejscu chciałabym nieco cofnąć się w czasie, by opowiedzieć o innej tragedii – o tragedii strażników parku. Od czasu powstania parku narodowego pracowali w nim ludzie, których zadaniem było strzec jego bogactw przed kłusownikami. Nastąpił jednak taki moment, że zmuszeni oni byli opuścić goryle. Z powodu działań wojennych odwołano najpierw wszystkich pracowników i wolontariuszy organizacji międzynarodowych, a później także strażników. Nikt bowiem nie mógł zagwarantować ochrony tym ludziom. Południowa część parku została opanowana przez żołnierzy rebelianckiej armii Narodowego Kongresu na rzecz Obrony Ludu generała Nkundy. Kilkunastu strażników, nie zważając na niebezpieczeństwo, zostało jednak przy swoich podopiecznych. Razem z gorylami ukrywali się przed rebeliantami w najbardziej niedostępnych zakamarkach dżungli. Pozostali strażnicy zostali wcieleni do armii rządowej i walczyli z rebeliantami. Gdy konflikt nieco przycichł, strażnicy-żołnierze wystąpili do rządu kongijskiego z prośbą o zwolnienie z wojska i możliwość powrotu do parku i... goryli. Co dla tych ludzi oznaczało odejście z wojska? Gdy byli żołnierzami, armia zapewniała im wyżywienie i odzież, dawała schronienie, obronę, podstawową opiekę medyczną. Ci, którzy byli wyżsi rangą, dostawali też żołd. Na własną prośbę zrezygnowali z tego wszystkiego i zdecydowali się na niepewny los, by bronić goryli. Jak wielkie musiało być ich przekonanie o konieczności ochrony tych zwierząt, jak wielka determinacja, by walczyć o ich przetrwanie, mimo szalejącego wokół piekła i osobistych tragedii. W dodatku nikt z nich wówczas nie wiedział, czy w ogóle mają do czego wracać. Na szczęście okazało się, że goryle w Wirundze jeszcze są. Kilkumiesięczne stałe przebywanie grup ludzi w pobliżu gorylich rodzin przynosiło obopólne korzyści, bowiem strażnicy mieli broń, a goryle doskonały słuch i węch. Ludzie i zwierzęta świetnie się więc uzupełniali i zwiększali swoje szanse na przetrwanie. Goryle są bardzo inteligentne i szybko zrozumiały, że człowiek jest dla nich śmiertelnym zagrożeniem, z wyjątkiem tych ludzi, z którymi mieszkały, jadły i spały między jesienią 2007 a wiosną 2008 roku. Turyści idący dziś w góry Wirungi za przewodnika zawsze mają strażnika, który w tamtych tragicznych czasach zdobył zaufanie gorylej rodziny. Tylko obecność tego konkretnego człowieka gwarantuje, że członkowie małpiego stada nie ukryją się przed obcymi im ludźmi. Goryle są w ciągłym ruchu. Legowiska z gałęzi i liści budują najczęściej tylko na jedną noc, by rano ruszyć w drogę. Zdarza się więc, że rodzinę zaprzyjaźnioną ze swoim strażnikiem jedna grupa turystów spotyka już po pół godzinie przedzierania się przez dżunglę. Nie zawsze ma się jednak tyle szczęścia. Wędrówka mojej grupy trwała pięć godzin. Przeszliśmy około 15 kilometrów, wchodząc na stoki Mikeno – najwyższego wulkanu w Wirundze.

Ten młodzieniec koniecznie chciał się do nas zbliżyć, ale strażnicy skutecznie go powstrzymywali, więc wspiął się na łodygę bambusa, rozkołysał ją i runął z góry w środek grupy

Ten młodzieniec koniecznie chciał się do nas zbliżyć, ale strażnicy skutecznie go powstrzymywali, więc wspiął się na łodygę bambusa, rozkołysał ją i runął z góry w środek grupy

Goryle żyją w grupach rodzinnych składających się z dorosłego samca, kilku samic i młodych, w sumie do 30 osobników. By zapewnić zwierzętom możliwie spokojne warunki życia i nie narażać ich na długotrwały stres związany z obecnością ludzi, stosuje się kilka zasad. Do jednej rodziny w ciągu dnia może przyjść tylko jedna grupa turystów. Wliczając przewodnika, strażników parkowych, wojsko i tragarzy, grupa ludzi nie może przekroczyć 15 osób. Taka wizyta trwa maksymalnie godzinę. Turyści prowadzeni są wyłącznie do tzw. rodzin stabilnych, czyli takich, których członkowie reprezentują co najmniej dwa pokolenia, samce nie toczą walki o przywództwo, a także do liczących nie mniej niż 10 i nie więcej niż 20 zwierząt (w większych rodzinach częściej dochodzi do agresji między samcami).

W gorylej rodzinie panuje patriarchat. Głową rodu jest samiec ze srebrnymi włosami na grzbiecie, świadczącymi o tym, że ma co najmniej 10–12 lat i jest dojrzały płciowo. Silverback ma około 180 cm wzrostu i waży 170–220 kg. Samice (150 cm wzrostu i 100–130 kg wagi) są zdolne do wydania potomstwa w wieku sześciu lat. Ciąża, podobnie do ludzkiej, trwa około dziewięciu miesięcy, a noworodki ważą około dwóch kilogramów. Goryle górskie są bardzo spokojne, rzadko dochodzi między nimi do aktów agresji, jednak biada temu, kto stanie im na drodze. Podobno dorosły samiec jest w stanie podnieść ciężar 980 kg, rozpiętość jego ramion sięga dwóch i pół metra, a siła szczęk uzbrojonych w potężne jak u lamparta kły, jest porównywalna do siły szczęk hieny. Goryle porozumiewają się gestami i głosem, i to nie tylko z innymi osobnikami swojego gatunku. Słyszałam, jak nasz przewodnik rozmawiał z Mapuwą – samcem alfa rodziny, którą mieliśmy obserwować. O czym była ta rozmowa? Przewodnik poprosił Mapuwę o to, byśmy mogli wejść na jego teren. Zapewnił, że mamy przyjacielskie zamiary i obiecał, że będziemy grzeczni... – tak przynajmniej przetłumaczył nam ten dialog jeden ze strażników. Na poparcie słów przewodnika przykucnęliśmy i spuściliśmy wzrok. Takie zachowanie to wyraz szacunku i uznanie zwierzchnictwa silverbacka.

Strażnicy z Tshanzu – północnej bramy parku Wirunga

Strażnicy z Tshanzu – północnej bramy parku Wirunga

Jak przystało na wysoko rozwinięte ssaki człekokształtne, goryle odczuwają takie same emocje jak my: miłość, strach, smutek i radość. Posługują się też prostymi narzędziami. Potrafią być chciwe, hojne albo zazdrosne. Bawią się i myślą abstrakcyjnie. Widzieliśmy zabawę matki z dzieckiem do złudzenia przypominającą grę w berka. Pewien młodzieniec koniecznie chciał się do nas zbliżyć, ale strażnicy skutecznie go powstrzymywali. Ten jednak nie dawał za wygraną. W końcu wspiął się na łodygę bambusa, rozkołysał ją i runął z góry w środek grupy.

Spotkanie z gorylami górskimi – moje wielkie marzenie się spełniło. To nic, że upał był niemiłosierny, że wilgoć, że błoto, że ostro pod górę. To nic, że w sięgających powyżej głowy pokrzywach, że mrówki gryzły bez litości. Dla tej jednej, jedynej godziny z gorylami – warto było. Warto było też spędzić kilkanaście godzin ze strażnikami parku, uścisnąć im rękę, zamienić kilka zdań, bo to dzięki tym ludziom goryle górskie w Wirundze ciągle jeszcze są. W latach 2002–2011 z rąk kłusowników, rebeliantów i zwykłych bandytów śmierć poniosło 11 goryli i 176 strażników. W tej liczbie nie ma tych, którzy zginęli, będąc żołnierzami.

Tekst i zdjęcia: Ewa Kacperek
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Związek Polskich Fotografów Przyrody

*) Zobacz: Wyspa w ogniu - SALAMANDRA 1/2017.

Prawo (nie)doskonałe

Co może być pomnikiem przyrody?

Po raz pierwszy kryteria uznawania tworów przyrody ożywionej i nieożywionej za pomniki przyrody są regulowane przez ogólnie obowiązujący akt prawny – rozporządzenie Ministra Środowiska. Choć poddawany konsultacjom społecznym projekt miał liczne wady, ostateczne brzmienie rozporządzenia można uznać za niezłe. Pozostawia ono radom gmin dość znaczną swobodę przy ustanawianiu pomników przyrody. Trzeba przyznać, że tym razem wyniki konsultacji zostały konstruktywnie uwzględnione.

Zgodnie z art. 40 ust. 2 ustawy o ochronie przyrody na terenach niezabudowanych, jeżeli nie stanowi to zagrożenia dla ludzi lub mienia, drzewa uznane za pomniki przyrody podlegają ochronie aż do ich samoistnego, całkowitego rozpadu

Zgodnie z art. 40 ust. 2 ustawy o ochronie przyrody na terenach niezabudowanych, jeżeli nie stanowi to zagrożenia dla ludzi lub mienia, drzewa uznane za pomniki przyrody podlegają ochronie aż do ich samoistnego, całkowitego rozpadu
Fot. Marta Kepel

Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 4 grudnia 2017 r. w sprawie kryteriów uznawania tworów przyrody żywej i nieożywionej za pomniki przyrody1 weszło w życie 17 grudnia – zaledwie pięć dni po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw. Tak krótki okres vacatio legis nie stanowi w tym wypadku problemu, gdyż akt ten nie wymaga ani od obywateli, ani od żadnych organów czy służb istotnych przygotowań. Znaczenie rozporządzenia nie ogranicza się jednak wyłącznie do zakresu podanego w jego tytule.

W przeszłości pomocą dla organów ustanawiających pomniki były różnego rodzaju instrukcje – np. Instrukcja o urządzaniu lasów w parkach narodowych i rezerwatach przyrody czy Instrukcja sporządzania programu ochrony przyrody w nadleśnictwie, a także różne poradniki i inne publikacje. Dopiero jedna z tegorocznych nowelizacji ustaw o ochronie przyrody zobligowała ministra właściwego ds. środowiska do wydania rozporządzenia w tej sprawie. Konieczność prawnego ustalenia kryteriów wynikała z faktu, że odwołuje się do nich m.in. art. 83f ust. 14 pkt 2 ustawy o ochronie przyrody. Na podstawie tego przepisu wójt, burmistrz albo prezydent miasta2 mogą (ale nie muszą) wnieść sprzeciw wobec zgłoszenia zamiaru usunięcia (przez osobę fizyczną) drzewa m.in. wówczas, jeśli drzewo to spełnia kryteria ustanowione w rozporządzeniu. Wniesienie sprzeciwu oznacza konieczność uzyskania na usunięcie zezwolenia, którego można w określonych przypadkach odmówić lub uzależnić jego wydanie np. od wykonania nasadzeń zastępczych. Brak rozporządzenia uniemożliwiałby stosowanie tego przepisu.

Oczekiwane rozporządzenie budziło trzy podstawowe obawy. Po pierwsze – kryteria mogły być tak wyśrubowane, by niewiele tworów przyrody mogło je spełnić. Przyjęta wersja jest jednak dość liberalna. W wypadku drzew podaje minimalne obwody pnia na wysokości 130 cm (domyślnie – nad powierzchnią gruntu), od których można je obejmować ochroną pomnikową. Cytujemy je w ramce obok. Są one dość rozsądne, a co ważniejsze – nie stanowią kryterium jedynego. Zgodnie z § 1 pkt 2 rozporządzenia za pomnik przyrody można także uznać drzewa wyróżniające się „wśród innych drzew tego samego rodzaju lub gatunku w skali kraju, województwa lub gminy, ze względu na obwód pnia, wysokość, szerokość korony, wiek, występowanie w skupiskach, w tym w alejach lub szpalerach, pokrój lub inne cechy morfologiczne, a także inne wyjątkowe walory przyrodnicze, naukowe, kulturowe, historyczne lub krajobrazowe”. Podobne, szerokie kryterium podano także w § 2 dla krzewów, a w § 3 ust. 2 – dla tworów przyrody nieożywionej.

Druga obawa wynikała z tego, że art. 40 ust. 3 ustawy o ochronie przyrody wśród przesłanek do ustanawiania kryteriów wymienia tylko „znaczenie naukowe, estetyczne i krajobrazowe”. Ostatecznie w rozporządzeniu oparto się jednak na definicji pomnika przyrody z ust. 1 tego artykułu i uwzględniono także walory przyrodnicze, historyczne i kulturowe (co ma znaczenie szersze niż określenie „estetyczne”). Można więc np. uznawać za pomniki przyrody drzewa, skały lub ich skupiska, stanowiące istotne w skali gminy siedliska gatunków chronionych, nawet jeśli ich rozmiary nie są imponujące. Można także na podstawie tego kryterium wnieść sprzeciw wobec zamiaru usunięcia drzewa, a ostatecznie odmówić wydania zezwolenia na wycinkę.

Wreszcie trzecim zagrożeniem, z którym w przeszłości mieliśmy kilkukrotnie do czynienia w przypadku aktów prawnych przygotowywanych przez Ministerstwo Środowiska, była możliwość „zapomnienia” o pomnikach już istniejących. Zwłaszcza w wypadku zamkniętej listy wyśrubowanych kryteriów nie byłoby jasne, czy nie należy zrezygnować z ochrony ustanowionych w przeszłości pomników, które nie spełniają tych warunków progowych. Na szczęście pod wpływem uwag zgłoszonych podczas konsultacji dodano § 4 w brzmieniu: „Do pomników przyrody ustanowionych przed dniem wejścia w życie niniejszego rozporządzenia jego przepisów nie stosuje się”.

Tak więc jest dobrze, choć nie bez wad. Wynikają one przede wszystkim z niedociągnięć ustawy o ochronie przyrody powstałych w wyniku tak zwanego „Lex Szyszko” i późniejszego pośpiesznego łatania powstałych luk. Część istotniejszych błędów opisałem w poprzednim numerze Magazynu3. W związku z nowym rozporządzeniem pojawiło się parę dodatkowych. Kryteria z rozporządzenia opierają się (i słusznie) na obwodzie pnia drzewa na wysokości 130 cm. Tymczasem zgodnie z art. 83f ust. 6 pkt 2 ustawy organ gminy, sprawdzając podczas oględzin, czy kryterium to jest spełnione, ma mierzyć obwód na wysokości... 5 cm. Oczywiście rozsądny urzędnik zastosuje zasadę: „co nie jest zakazane, jest dozwolone” i zmierzy obwód na obu wysokościach. Ale czy wszyscy urzędnicy w Polsce są rozsądni? Ponadto w wypadku niektórych gatunków obwód 50 cm jest podobny (z zastrzeżeniem różnicy w wysokości jego pomiaru) dla okazu kwalifikującego się już na pomnik przyrody oraz dla takiego, którego zamiaru usunięcia w ogóle nie trzeba zgłaszać ani nie jest na nie wymagane zezwolenie.

Praktyka pokaże, jak to rozporządzenie będzie funkcjonowało. Wydaje się jednak, że w przeciwieństwie do ustawy (która wymaga co najmniej radykalnego uporządkowania) ten akt prawny może co najmniej przez kilka lat dobrze pełnić swą funkcję bez wprowadzania w nim nowych zmian.

Andrzej Kepel
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

  1. Dz.U. 2017 poz. 2300.
  2. W szczególnych przypadkach, zgodnie z art. 90 ustawy, także starosta lub marszałek województwa.
  3. Zobacz: Wielkie cięcie - SALAMANDRA 1/2017.


Minimalny obwód kwalifikujący do uznania za pomnik przyrody na podstawie § 1 pkt 1 rozporządzenia Ministra Środowiska z 4 grudnia 2017 r.

L.p. Rodzaj/gatunek drzewa Minimalny obwód pnia drzewa mierzony w cm na wysokości 130 cm*
1 bez koralowy, cis pospolity, jałowiec pospolity, kruszyna pospolita, rokitnik zwyczajny, szakłak pospolity, trzmielina 50
2 bez czarny, cyprysik, czeremcha zwyczajna, czereśnia, głóg, jabłoń, jarząb pospolity, jarząb szwedzki, leszczyna pospolita, żywotnik zachodni 100
3 grusza, klon polny, magnolia drzewiasta, miłorząb, sosna Banksa, sosna limba, wierzba iwa, żywotnik olbrzymi 150
4 brzoza brodawkowata, brzoza omszona, choina, grab zwyczajny, olsza szara, orzech, sosna wejmutka, topola osika, tulipanowiec, wiąz górski, wiąz polny, wiąz szypułkowy, wierzba pięciopręcikowa 200
5 daglezja, iglicznia, jesion wyniosły, jodła pospolita, kasztanowiec zwyczajny, klon jawor, klon zwyczajny, leszczyna turecka, modrzew, olsza czarna, perełkowiec, sosna czarna, sosna zwyczajna, świerk pospolity 250
6 buk zwyczajny, dąb bezszypułkowy, dąb szypułkowy, lipa, platan, topola biała, wierzba biała, wierzba krucha 300
7 inne gatunki topoli niż wymienione w lp. 4 i 6 350
*) Jeżeli drzewo na wysokości 130 cm posiada kilka pni – za obwód pnia drzewa przyjmuje się sumę obwodu pnia o największym obwodzie oraz połowy obwodów pozostałych pni.

Zdjęcia przyrody bez szkody

Na szczycie wierzby wśród bagien, w sąsiedztwie kładki edukacyjnej swoje popisy wokalne demonstrował podróżniczek. W pewnej chwili zza zakrętu wyłoniła się zadowolona z siebie pani z wielkim głośnikiem, z którego dobiegała ta sama pieśń. Za nią podążał dumny pan z jeszcze większym aparatem fotograficznym. Ptak umilkł i ukrył się, natomiast para „zawodowców” zdziwiła się, że go nie słychać, choć przecież zapewniano ich o jego obecności w tym miejscu. Chwilę postali i odeszli. Działo się to w parku narodowym, w sezonie lęgowym i miejscu licznie odwiedzanym przez turystów.

Fotograf przyrody

Fotograf jest jednym z wielu użytkowników Natury. Tę samą przestrzeń odwiedzają osoby, dla których przyroda jest jedynie tłem aktywności, jak choćby turyści, grzybiarze, spacerowicze z psami, rowerzyści, biegacze, narciarze. Są też włodarze terenu, czerpiący z natury korzyści lub biorący za nią odpowiedzialność: rolnicy, prywatni właściciele gruntów, leśnicy, myśliwi. I wreszcie pracownicy obszarów chronionych, ekolodzy, naukowcy różnych specjalizacji, w tym ornitolodzy, osoby nagrywające głosy ptaków, filmowcy. Osoby z ostatniej grupy wyróżnia, a przynajmniej powinna wyróżniać, wiedza na temat otaczającej przyrody i wrażliwości ekosystemu. Te same cechy powinni obowiązkowo posiadać fotografowie przyrody, których również zaliczamy do tej grupy.

Fotograf, jak każdy, chcąc lub nie chcąc, zostawia ślady swojej obecności w przyrodzie. Im jest ich mniej i są mniej wyraźne, tym lepiej. Dużo spokojniej spałbym, wiedząc, że w teren chodzą ludzie nie tylko o odpowiedniej wrażliwości, ale również o właściwym podejściu etycznym oraz wiedzy, która pozwala interpretować zjawiska i odpowiednio na nie reagować. Tacy, którzy mają świadomość życia i potrzeb fotografowanych obiektów. Wydaje się, że robiąc np. zdjęcie krajobrazu, nie musimy się obawiać złamania jakichkolwiek przepisów. Nie zawsze jest to jednak takie proste. Mam fotografię spokojnej zatoczki jeziora, którą wykonałem przy okazji badań ornitologicznych w obrębie obszaru ochrony ścisłej, w parku narodowym, w strefie ciszy i w dodatku w strefie ochronnej bielika. Bez odpowiedniego zezwolenia złamałbym prawo po wielokroć.

Wydaje się, że nie trzeba przekonywać, iż fotografia przyrodnicza jest ważnym narzędziem w służbie ochrony przyrody. Może też służyć nauce. O dziwo, czasami można się spotkać z jej krytyką ze strony co bardziej „prawych” osób. Oczywiście jest jeden sposób, żeby z pełnym przekonaniem nie szkodzić przyrodzie. Zostać w domu. Ale nie łudźmy się. W ten sposób na pewno jej nie pomożemy. Zdjęcia zagrożonej przyrody powinny stanowić ważne pole zainteresowania fotografów przyrody, czego też jesteśmy świadkami ostatnio w odniesieniu do Puszczy Białowieskiej i Pogórza Przemyskiego. Na terenach słabo zbadanych (np. Amazonia) pilnie potrzeba fotografowania obiektów ginących, do czego szczególnie zachęca i o czym przypomina wiele międzynarodowych towarzystw.

Ukazywanie piękna otaczającego nas świata natury oraz zagrożeń, jakie niesie przyrodzie człowiek i rozwój jego cywilizacji są naszą misją i narzędziem w służbie ochrony przyrody / Dobro obiektu jest ważniejsze od jego fotografii, zwłaszcza gdy problem dotyczy gatunków rzadkich bądź ginących

Sóweczka (Glaucidium passerinum). Fot. Romuald Mikusek

Fot. Romuald Mikusek

Sóweczka (Glaucidium passerinum)

Sóweczka jest bardzo wdzięcznym gatunkiem sowy. Nie dość, że aktywna jest w dzień, to jeszcze wyróżnia się małą płochliwością, nie wykazując niepokoju wobec odsłoniętego obserwatora stojącego 20–30 m od niej. Imitując głos samca, sprawiamy, że terytorialny ptak szuka rywala: zlatuje niżej, nawołuje krótkimi, nerwowymi gwizdami, puszy się, rozkłada ogon w wachlarz, jego głowa przybiera charakterystyczny, kanciasty kształt. Ptak demonstruje wtedy biały śliniak i jasne pióra szlary (koncentrycznie ułożonych piór wokół dzioba i oczu, ułatwiających skupianie fal dźwiękowych) oraz wytrzeszcza żółte oczy. Na zdjęciu widzimy ptaka w pozycji zrelaksowanej: głowa jest zaokrąglona, pióra przylegają do ciała, ogon jest złożony, a szlara niewidoczna.

Prawo i etyka

Fotograf przyrody nie funkcjonuje w próżni. Musi znać prawo i go przestrzegać. Najprościej byłoby w tym miejscu przeanalizować punkt po punkcie zasady sformułowane w kodeksie etycznym Związku Polskich Fotografów Przyrody (ZPFP)1 oraz ustawy dotyczące ochrony przyrody. Kodeks etyczny stworzony został przez przyrodników i fotografów z wieloletnim doświadczeniem, bazujących również na zapisach sformułowanych przez podobne organizacje działające na całym świecie. Jego rolą jest ochrona przyrody przed nieodpowiedzialnym zachowaniem. Kodeks odwołuje się do naszej uczciwości, a mechanizm kar nie jest dotkliwy, gdyż dotyczy co najwyżej wykluczenia ze Związku. Pozostaje jeszcze wstyd, jeśli nieprawe zachowanie zostanie napiętnowane. To często wystarczy. Bardziej restrykcyjne jest oczywiście prawo krajowe. W kilku punktach oba dokumenty są tożsame, jak choćby w stosunku do płoszenia zwierząt i zakłócania spokoju, zasad fotografowania na obszarach chronionych, uzyskiwania zezwoleń czy fotografowania roślin chronionych. Gorąco zachęcam – szczególnie młodych adeptów fotografii – do lektury tych zapisów, gdyż dane tam zawarte powinny być rodzajem dekalogu i punktem wyjścia do dalszej aktywności. Pochylając się nad prawem ochrony przyrody, a zwłaszcza zasadami etycznymi ZPFP, zastanawiałem się, który aspekt jest szczególnie zaniedbywany, omówiony pobieżnie lub pominięty. W dalszych rozważaniach na temat fotografowania ptaków posiłkuję się zapisami sformułowanymi przez dziesiątki organizacji skupiających fotografów, ptasiarzy2 oraz przez organizacje ochrony przyrody (w tym o zasięgu lokalnym). Korzystałem również z porad kilku moich przyjaciół – fotografów.

Zwracaj uwagę ludziom zachowującym się wbrew regułom. Mogą nie wiedzieć, że płoszą ptaki i zmieniają środowisko. Zrób to uprzejmie / Szanuj ludzi, którzy zajmują się innymi płaszczyznami związanymi z ochroną przyrody

Wiedza

Kodeks etyczny ZPFP głosi, że „fotograf powinien jak najlepiej znać biologię fotografowanego obiektu: im gatunek bardziej wrażliwy lub zagrożony, tym większa powinna być wiedza o nim oraz ostrożność w postępowaniu…”. Wiedza ma pomóc w rozpoznaniu fotografowanego obiektu i ustaleniu, czy dany gatunek jest zagrożony lub wymaga troski choćby w skali lokalnej. Znajomość tego, co mamy przed obiektywem, pozwala na odpowiednią interpretację sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy – czy możemy pozostać tu, gdzie jesteśmy, czy lepiej się oddalić, a może ukryć.

Nestor fotografii przyrodniczej – Włodzimierz Puchalski – twierdził, że aby być fotografem przyrody, trzeba być przyrodnikiem (patrz ramka). Sam był między innymi asystentem ornitologa, prof. Kazimierza Wodzickiego, po wojnie weryfikował prasowe doniesienia o napaściach wilków na ludzi, w które od początku powątpiewał, był też współautorem pracy naukowej o bocianach. Wielu współczesnych czołowych fotografów przyrody wybrało podobną drogę. Fotografia przyrody pojawiła się później jako następstwo ich pasji. Niestety obecnie musimy zmierzyć się z faktem, że wiele osób kupuje świetny najnowszy sprzęt, a dopiero potem zaczyna myśleć, jak go wykorzystać. Im szybciej, tym lepiej. Kilka lakonicznych rad kolegów, naprędce zdobyte informacje w sieci, pobieżna lektura jakiegoś poradnika. Oto krótki przepis na gotowe nieszczęście. Mam zresztą wrażenie, że to właśnie czas (i stres?) jest głównym wrogiem fotografów. Nie tylko w powyższym sensie, ale również w terenie, kiedy to śpieszymy się do domu, a upragniony obiekt za nic nie chce współpracować.

Poznaj wzorce zachowań zwierząt, szczególnie tych wrażliwych form życia. Szanuj ich podstawowe potrzeby / Zanim zaczniesz fotografować, musisz zaznajomić się z potrzebami swoich obiektów

Fotografia przyrodnicza jest działalnością, do której trzeba się wcześniej przygotować. Dobra znajomość gatunków, a także zachowań i ekologii obiektu pożądania, ułatwia właściwe stosowanie podstawowych zasad fotografii przyrodniczej. To też pole do popisu dla wytrawnych fotografów – tych, którzy zawsze stawiali dobro ptaków na pierwszym miejscu. Wykłady, pokazy, informacje, szkolenia, plenery, aktywność na forach, artykuły, zarówno skierowane do zaawansowanych fotografów, jak i adeptów, którzy zaczęli wykazywać zainteresowanie przyrodą. Dobrze jest zaprzyjaźnić się z przyrodnikiem, ornitologiem – podpowie, w chwilach niepewności pomoże. Efektem uczestnictwa w warsztatach i plenerach jest nie tylko dobre technicznie zdjęcie, ale również zdobyta wiedza czyniąca nas orędownikami ochrony przyrody.

Bądź wzorem etycznym. Dziel się swoją wiedzą / Świeć przykładem i ucz słowem / Bądź ambasadorem dobrych zachowań dla ludzi spoza branży / Zachowuj się w taki sposób, by poprawiać wizerunek fotografa przyrody w odbiorze publicznym / Szanuj prawa innych / Pomagaj początkującym

Kulon (Burhinus oedicnemus). Fot. Grzegorz Leśniewski

Fot. Grzegorz Leśniewski

Kulon (Burhinus oedicnemus)

Na przełomie lat 70. i 80. XX w. cała krajowa populacja kulona skupiona była nad Bugiem i Wisłą, gdzie gniazdowało wtedy ostatnich 10 par. Obecnie gatunek jako lęgowy na ziemiach polskich wyginął. W skali globalnej należy on w ocenie stopnia zagrożenia do gatunków najmniejszej troski (Least Concern). Nie trzeba czekać na okazje sfotografowania ptaków, które być może powrócą. Istnieje szansa uwiecznienia gatunku na matrycy aparatu w krajach, gdzie populacja jest niezagrożona i stabilna, a ptaki dość liczne. Podobnie jest choćby z kraską czy orlikiem grubodziobym. Wszelkie próby fotografowania tych i podobnych gatunków przy gniazdach w naszych warunkach powinny być ganione.

Wabienie

Jednym przyciskiem na odtwarzaczu sprawiamy, że ukrywający się przed naszym wzrokiem ptak nagle ukazuje się w pełnej krasie. Zbliża się i odlatuje, nerwowo podskakuje, a jego płochliwość wydaje się mniejsza; lekceważy nas, gdyż w tej chwili jego priorytety są inne – szuka domniemanego rywala. Ptak nie wykonuje jednak tych czynności, które w danej chwili są kluczowe. Z reguły mamy do czynienia z osobnikiem terytorialnym w okresie lęgowym, monogamicznym samcem – ojcem i partnerem. Podczas naszego wabienia ptak nie karmi, nie ogrzewa, nie wabi i nie pilnuje partnera, nie broni terytorium ani gniazda przed rzeczywistym zagrożeniem (a harmider, który wywołaliśmy, przyciąga ciekawskie drapieżniki), odczuwa niepotrzebny stres, daremnie zużywa energię. Tak dzieje się w trakcie imitowania jego głosu, ale też długo potem. Niekorzystny wpływ kumuluje się szczególnie w „gorących punktach”, czyli miejscach regularnie i licznie odwiedzanych przez ptasiarzy i fotografów. Istnieje niewiele prac naukowych, w których wykazano wpływ wabienia na ptaki. Strzyżal rdzawogrzbiety (Pheugopedius euophrys) oraz kusaczek rdzawy (Grallaria rufula) poddane stymulacji głosowej zaledwie przez pięć minut dziennie, po jej zaprzestaniu długo jeszcze poszukiwały nieistniejącego rywala, zużywając znaczne zasoby energii, zmniejszały zakres opieki rodzicielskiej, a w ich organizmach zwiększał się poziom hormonu stresu. Niektóre osobniki budowały dodatkowe gniazda blisko głośnika. Po 12 dniach codziennego odtwarzania głosu rywala strzyżale przestawały na niego reagować, kusaczki zaś wzmagały nawoływania przez kolejne dni. W wyniku innego eksperymentu samiec sikory jasnoskrzydłej (Parus atricapillus), nękany agresywnym nagraniem przez dłuższy czas, opuścił terytorium. Wirtualny samiec miał przewagę, gdyż nie można go było namierzyć ani przegonić. Taka porażka w oczach sąsiadów musiała być nie do zniesienia. Samica przeniosła się do sąsiada i została jego drugą partnerką. Wyjątkowo stwierdzono pozytywną reakcję u kulczyka (Serinus serinus), którego samica atakowana śpiewem samca dobiegającym z głośnika, intensywniej budowała gniazdo, a w konsekwencji wcześniej je skończyła, co przełożyło się na większy sukces lęgowy.

Krajowe zapisy w kwestii wabienia są bardzo liberalne i mówią po prostu o ostrożnym stosowaniu. Na świecie spotkamy paragrafy, które zakazują w ogóle tego typu praktyk w okresie lęgowym i w miejscach koncentracji ptaków przelotnych, zabraniają stymulacji głosowej gatunków rzadkich, określają jej długość (np. 30 sekund). Niektóre wzbraniają nawet stymulacji głosowej konkretnych gatunków, np. sóweczki dwuplamistej (Glaucidium gnoma) czy puszczyka mszarnego (Strix nebulosa). Może nadszedł czas, aby stworzyć i u nas listę gatunków, które powinny być objęte analogicznym zakazem? Spójrzmy choćby na rodzimą sóweczkę (Glaucidium passerinum). Wabione ptaki można na zdjęciach poznać dość łatwo po charakterystycznym wyglądzie. Ptaki stresują się wyjątkowo mocno, a znane są też przypadki, że sprowokowano w ten sposób walki pomiędzy dwoma osobnikami, które kończyły się śmiercią jednego z rywali. Przejrzałem zdjęcia tej sowy na jednym z portali fotograficznych, gdzie użytkownicy umieścili ponad 450 jej ujęć (co ciekawe – jest tam zaledwie 180 zdjęć pospolitej zięby Fringilla coelebs). Ostrożnie licząc, z tej puli co najmniej 200 zdjęć obejmuje silnie pobudzone sóweczki, zestresowane głosem, który był odtwarzany zapewne długo i nachalnie, tak by ptak zbliżył się na zadowalającą fotografa odległość. Ten proceder dotyczy zresztą nie tylko fotografów, ale nierzadko również ptasiarzy, którzy chcą ptaka zobaczyć z bliska. Często niestety są to te same ptaki, w tych samych, znanych wszystkim punktach. Nie wiemy, jak przebiegają ich lęgi i czy w ogóle do nich dochodzi. W wypadku gatunków rzadkich czy przebywających na terenach chronionych używanie wabienia musi być kwalifikowane jako płoszenie.

Wsłuchaj się. Mniej odtwarzaj / Unikaj wabienia w miejscach często odwiedzanych przez ludzi. Jeśli wabisz – krótko i nigdy o natężeniu większym niż głos wydawany przez wabiony gatunek / Nie wab w czasie sezonu lęgowego ani podczas migracji / Pamiętaj, że wabiąc, możesz być przyczyną utarczki między ptakami

Płoszenie

Świadome płoszenie i niepokojenie ptaków stanowi naruszenie prawa i podlega ściganiu w odniesieniu do miejsca noclegu, okresu rozrodu, zgrupowań w czasie migracji i zimowania. Bezwzględny zakaz płoszenia dotyczy 10 gatunków. Tyle na temat obecnego prawa. Szkoła fotografowania ptaków polega na tym, aby móc do nich podejść jak najbliżej, bez płoszenia. Fotograf osiąga to przez wolne poruszanie się, ubiór w stonowanych kolorach, używanie osłon, fotografowanie z ukrycia, samochodu. Wszystko to sprowadza się do jednego – nie może się wydać, że jest człowiekiem (drapieżnikiem). Dopóki fotograf nie przekroczy bezpiecznego dystansu ucieczki, ma szansę na ciekawe zdjęcia i obserwacje ptaków zrelaksowanych, zajmujących się codziennymi czynnościami.

Niepokojąc ptaki w miejscach żerowisk czy lęgowisk, powodujemy, że przenoszą się one w rejony o większym ryzyku drapieżnictwa / Nie wolno prowokować ptaków do zrywania się. Wycofaj się przy pierwszych oznakach niepokoju obserwowanego osobnika!

Instrukcje dotyczące zachowania się człowieka penetrującego teren w okresie lęgowym bywają sprzeczne. W jednych jest mowa o głośnym zachowywaniu się, by wysiadujący ptak wiedział o naszej obecności i zawczasu bez oznak niepokoju zszedł z gniazda. Inne zalecają, żeby zachowywać się cicho, tak by nie płoszyć ptaków gniazdujących. Mimo że w takim przypadku istnieje niebezpieczeństwo spłoszenia ptaka w ostatniej chwili, to jednak zbyt głośnym zachowaniem sprawiamy, że zasięg naszej obecności jest większy i płoszyć możemy ptaki, które przy cichym działaniu nie zwróciłyby na nas większej uwagi. Niektóre kodeksy dostarczają bardzo konkretnych informacji, w tym jak rozpoznać zaniepokojonego ptaka.

Zwracaj uwagę na zachowanie ptaków. Ptaki dają nam sygnał do zatrzymania swoimi głosami i zachowaniem. Respektuj to! / ptak próbuje zwrócić na siebie uwagę, podlatując do ciebie / ptak odciąga cię / siedzi w jednym miejscu długi czas z pokarmem lub materiałem na gniazdo w dziobie / używa głosów alarmowych. Naucz się ich!

BEZKRWAWE ŁOWY (1951). Opowiadanie: „W ukryciu”

Fot. Janusz Czecz

Fot. Janusz Czecz

Puchalski: Do fotografowania zwierzyny trzeba się zabierać bardzo starannie. Nie można żałować czasu ani wysiłku. Trzeba mieć aparat lekki i szybki w obsłudze. Powinien on mieć dobry obiektyw.

Wacek (pomocnik): A co to jest obiektyw?

Puchalski: Obiektyw to jakby sztuczne oko, przez które aparat „patrzy” na świat. To chyba najważniejsza część aparatu. Pamiętaj też, że kto chce robić zdjęcia zwierząt, musi być przyrodnikiem, a nie tylko miłośnikiem przyrody. Musi umieć odróżniać żurawia od indyka, a dżdżownicę od żmii. Trzeba znać przyrodę nie tylko z książek, ale z doświadczenia – znać obyczaje zwierząt i ich tajemnice, żeby się nie zgubić wśród tych wszystkich przeszkód, które stawia natura. Dopiero wtedy można rozpocząć to bezkrwawe polowanie, ten najszlachetniejszy gatunek łowiectwa.

Postawa

Pamiętam naciski przeradzające się w pretensje, kiedy to znalazca ukrywał fakt pojawienia się rzadkiego gatunku w obawie przed łamaniem powyższych zasad przez tłumy fotografów i ptasiarzy. Każdy ma ku temu pełne prawo. Przede wszystkim musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy napływ ludzi nie będzie ptakowi szkodzić. W zapisach etycznych wielu organizacji skupiających ptasiarzy można znaleźć akapit mówiący o tym, aby wziąć pod uwagę ryzyko, a nawet odpowiedzialność za rozpowszechnianie takiej informacji. Nie musi chodzić wyłącznie o płoszenie ptaka. W grę wchodzi ewentualne niszczenie środowiska, także przez parkujące auta, płoszenie ptaków korzystających z tego samego żerowiska czy nieprzychylna postawa właściciela gruntu, która również może odbić się na ptakach (powinno się powiadomić go o znalezisku i ewentualnych następstwach, jeśli zechcemy puścić taką informację w obieg).

Miejsca gniazdowania rzadkich ptaków powinny być ujawniane wyłącznie właściwym organom ochrony przyrody / Gdy jesteś świadkiem nieetycznego zachowania – oceń sytuację i zainterweniuj, jeśli uważasz, że jest to nierozważne. Jeśli to nie pomoże, udokumentuj zachowanie, zawiadom odpowiednie służby lub organizacje / Najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić, gdy znajdziesz rzadki okaz danego gatunku, jest po prostu radość z jego obecności bez wykrzykiwania o tym całemu światu

Fotograf przyrody z krwi i kości to nie tylko ktoś, kto posiądzie odpowiednie umiejętności i wiedzę. Muszą charakteryzować go też specyficzne cechy: cierpliwość, empatia, wytrwałość. To ktoś, kto nigdy nie zrobi zdjęcia za wszelką cenę i potrafi zrezygnować z najlepszego nawet ujęcia, jeśli istnieje ryzyko, że może ono powstać kosztem przyrody. Dla prawdziwego fotografa sam kontakt z przyrodą jest dużo ważniejszy niż samo zdjęcie.

Romuald Mikusek
rmikusek.pl

  1. Zobacz: Kodeks etyczny fotografii przyrodniczej ZPFP – SALAMANDRA 2/2004.
  2. Ptasiarz, zwany też z j. angielskiego birdwatcherem, to określenie używane wobec osób, hobbystów interesujących się ptakami, głównie angażujących się w ich obserwacje, jednak niebędących zawodowymi ornitologami. Osoby te w ramach dokumentacji często ptaki fotografują, używając nierzadko techniki digiscopingu (połączenie lunety obserwacyjnej z aparatem cyfrowym).
    Zobacz: Hobby obserwowania ptaków – SALAMANDRA 1/2000.


Drogą przez włochatkę?

Budowa dróg niemal zawsze wchodzi w nieuchronne konflikty z ochroną przyrody. Pozostaje tylko pytanie, jak cenne są gatunki i siedliska „mające pecha” znaleźć się w obszarze oddziaływania danej inwestycji. Czasem, dzięki danym naukowym, odpowiedź jest jednoznaczna. Jeśli, wbrew nim, inwestor trwa przy najgłupszym pomyśle, to możemy odpowiedzieć kampanią prawno-medialną, a gdy to nie pomoże, obywatelskim nieposłuszeństwem. Przekonaliśmy się o tym przy sprawie Doliny Rospudy – planowana obwodnica Augustowa była z pewnością ważna społecznie, ale istniały o wiele mniej szkodliwe jej warianty alternatywne, podczas gdy zagrożone walory przyrodnicze są wyjątkowo cenne w skali Europy.

Ta droga ma zostać poszerzona do 20 m i wyasfaltowana. Okolice proponowanego swego czasu przez Nadleśnictwo Wejherowo, ale nigdy nieutworzonego rezerwatu przyrody „Puszcza Darżlubska”

Ta droga ma zostać poszerzona do 20 m i wyasfaltowana. Okolice proponowanego swego czasu przez Nadleśnictwo Wejherowo, ale nigdy nieutworzonego rezerwatu przyrody „Puszcza Darżlubska”
Fot. Zuzanna Wikar

Nie zawsze jednak sytuacja jest tak klarowna – wiele obszarów jest słabo zbadanych lub ich walory nie są tak spektakularne. Nierzadko przyrodnicy wolą unikać rozpętywania głośnych kampanii z „byle powodu”, żeby nie osłabiać siły swojego przekazu, gdy przyjdzie się bić o naprawdę cenne miejsca. Trudno jest też przeciwstawiać się ważnym społecznie inwestycjom z powodu przeciętnych walorów przyrodniczych. Z drugiej strony już samo naruszenie integralności obszaru chronionego budzi sprzeciw, jeśli planowanej drogi nie chce właściwie nikt, poza lokalnymi politykami.

Taki nieoczywisty konflikt rodzi się wokół budowy drogi przez Puszczę Darżlubską, najdalej na północ wysunięty, zwarty kompleks leśny w Polsce. Droga ma łączyć miasto Wejherowo i trasę na zatłoczony latem Półwysep Helski. Formalnie droga (powiatowa)… już istnieje. Tyle, że obecnie jest to szeroka na osiem metrów gruntowa droga leśna. Samorządowcy przekonywali, że chodzi o jej modernizację – wyasfaltowanie, celem skrócenia przejazdu karetek pogotowia do wejherowskiego szpitala. Stopniowo okazywało się, że chodzi o drogę szeroką na 20 metrów, którą będzie się poruszało do kilku tysięcy samochodów dziennie. Puszcza stanowi „ptasi” Obszar Natura 20001, którego głównym przedmiotem ochrony jest niewielka sowa – włochatka. Z dwunastu terytoriów lęgowych tego gatunku aż dwa znalazłyby się w sąsiedztwie drogi. Badania naukowe wskazują, że hałas powodowany przez samochody prowadzi do spadku zagęszczenia drobnych ptaków śpiewających w odległości do 300 metrów od drogi – wśród nich znajduje się drugi przedmiot ochrony, muchołówka mała. Do samej drogi przylega strefa ochronna wokół gniazda bielika. Od kilku lat kompleks ten jest zasiedlany przez wilki. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to niewiele, jednak mówimy o drodze, która budzi powszechny sprzeciw okolicznych mieszkańców, zagrożone walory zaś są chronione prawem unijnym.

Akademickie Koło Chiropterologiczne PTOP „Salamandra” w Gdańsku przyjrzy się całemu procesowi planowania i podejmowania decyzji urzędowych związanych z drogą przez Puszczę, zwłaszcza że inwestor wcale nie jest „z automatu” zobowiązany prawem do sporządzenia raportu Oceny Oddziaływania na Środowisko2 – to, czy w ogóle będzie trzeba go sporządzić, zależy od decyzji Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Zainteresujemy się oddziaływaniem inwestycji na nietoperze, których w Puszczy występuje aż jedenaście gatunków. W tym celu przeprowadzimy odłowy tych ssaków nad planowaną do „modernizacji” drogą. Zachęcimy też niezależnych specjalistów zajmujących się chrząszczami, mszakami, porostami i grzybami do sprawdzenia, czy planowane poszerzenie i wyprostowanie trasy nie będzie skutkowało zagładą jakichś rzadkości. Może dla Puszczy Darżlubskiej jeszcze nie jest za późno?

Mateusz Ciechanowski
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Gdańskie Koło PTOP „Salamandra”

  1. Obszary Natura 2000 dzielimy na Obszary Specjalnej Ochrony, poświęcone wyłącznie ptakom, oraz Specjalne Obszary Ochrony obejmujące pozostałe gatunki zwierząt, roślin i siedliska przyrodnicze.
  2. Ocena Oddziaływania na Środowisko to podstawowy dokument wymagany od inwestora np. budowanej drogi czy fabryki i przez niego zlecany – ma on ocenić, w jakim stopniu inwestycja wpłynie na środowisko i przyrodę, czy inwestycja jest dopuszczalna i jak złagodzić jej skutki.


Wybór numeru

Aktualny numer: 1/2024

Aktualny numer