Chore nietoperze w Poznaniu

W ostatnich dniach – jak to się często dzieje latem i jesienią – wśród nietoperzy przyniesionych do wielkopolskiego centrum pomocy tym zwierzętom prowadzonego przez Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra” trafiły się dwa mroczki późne chore na europejską wściekliznę nietoperzową. W związku z tym, że zapewne pojawią się różne zatrważające informacje na ten temat, uspokajamy. Nie dzieje się nic nadzwyczajnego, ani stwarzającego jakiekolwiek zwiększone zagrożenie dla ludzi czy zwierząt domowych.

Pteropus-w

Kilka podstawowych faktów:

  • Wirus tak zwanej wścieklizny klasycznej – tej występującej często np. u psów, kotów, lisów czy ludzi, u nietoperzy jest spotykany wyłącznie w Amerykach.
  • W Europie występuje kilka gatunków wirusów wścieklizny nietoperzowej. Zasadniczo są one związane z konkretnymi rodzajami nietoperzy i bardzo trudno infekują na inne gatunki tych zwierząt, a inne ssaki praktycznie wcale. Z ostatniego półwiecza znanych jest zaledwie kilkanaście takich przypadków.
  • W Polsce u jednego gatunku nietoperza (mroczka późnego) praktycznie stale występuje wirus EBLV1, powodując zachorowania tych zwierząt. Chore osobniki można np. spotkać apatycznie chodzące po ziemi w środku dnia (pierwszym objawem jest utrata zdolności lotu). Takie zwierzęta nie wykazują agresji, nikogo nie atakują. Większość nietoperzy spotykanych za dnia na ziemi (wiele każdego dnia!) nie ma nic wspólnego w wścieklizną nietoperzową, ale kilka przypadków tej choroby rocznie jest w Polsce u nietoperzy wykrywanych. Obecnie więcej niż kiedyś, bo częściej trafiają pod opiekę specjalistów i są badane.
  • Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej wścieklizny nietoperzy, ze względu na niewielkie znaczenie dla populacji nietoperzy oraz bardzo niskie zagrożenie dla innych ssaków, są chorobami podlegającymi raportowaniu, ale nie zwalczaniu. Niestety, przestarzałe przepisy polskie nie rozróżniają między tymi wirusami i wywoływanymi przez nie chorobami nietoperzy, a wścieklizną klasyczną powodowaną przez wirusa RABV. Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, gdzie po wykryciu wścieklizny u nietoperzy organy weterynaryjne mają obowiązek wdrażania specjalnych procedur – w tym tworzenia stref zagrożenia, odwoływania wszelkich imprez z udziałem psów czy kotów itp.
  • Większość powiatowych lekarzy weterynarii już wie, że w wypadku nietoperzy są to rytuały zupełnie pozbawione merytorycznego sensu, niczemu nie służące, ale mają ograniczony wybór. Przepisy im to nakazują. Mogliby co prawda ograniczyć strefę np. do 20 metrów wokół miejsca znalezienia nietoperza, a następnie po kilku dniach ją zlikwidować w związku z niestwierdzeniem w niej żywych ssaków (wirus poza organizmem nie przeżywa tak długo), ale boją się wychylić. „Przyjęło” się bowiem, że strefa po stwierdzeniu wścieklizny ma promień kilku kilometrów i jest utrzymywana kilka miesięcy. Jeśli więc widzimy ogłoszenia medialne lub tablice informujące o strefie zagrożenia wścieklizną z powodu jej stwierdzenia u nietoperzy, warto wiedzieć, że to tylko wynik bezrefleksyjnego stosowania błędnych przepisów. Gdyby to działanie było zasadne, należałoby stworzyć stałą strefą obejmującą większość Euroazji, gdyż poza obszarami bardzo chłodnego klimatu różne gatunki wirusów wścieklizny nietoperzowej występują „od zawsze”, stale i wszędzie – bez wpływu na inne ssaki.
  • Powyższe informacje nie są nawoływaniem do całkowitego ignorowania ryzyka zakażenia się człowieka wirusem wścieklizny nietoperzowej. Choć takie przypadki są ekstremalnie rzadkie, jednak kilka znanych jest nauce. Nikomu nie życzymy, aby był następnym. Dla całkowitego usunięcia jakiegokolwiek ryzyka, zalecamy przestrzegać (zawsze i wszędzie) jednej elementarnej, zdroworozsądkowej zasady: żadnego nieznanego, dzikiego zwierzęcia nie chwytamy gołymi dłońmi, zwłaszcza gdy zachowuje się dziwnie i wygląda na chore. A jeśli już zrobiliśmy taką głupotę i nietoperz uszczypnął nas zębami (w Europie tylko w takich okolicznościach może się to zdarzyć) – umyjmy porządnie miejsce ugryzieia wodą z mydłem i skonsultujmy się z lekarzem. Zapewne zaleci profilaktyczne szczepienie, które w wypadku wścieklizny nietoperzowej jest całkowicie skuteczne.

Na zakończenie – apel do mediów. Publikując informacje o utworzeniu „stref zagrożenia wścieklizną” z powodu wykrycia tej choroby u nietoperzy:

1) informujmy, że działania to jest przejawem nieadekwatnych polskich przepisów, a nie wynika z jakiegokolwiek podwyższonego zagrożenia – można powoływać się na nas (tym razem wszystkie dotychczasowe doniesienia prasowe zawierają tę wiadomość – dziękujemy);

2) nie ilustrujmy tekstów na ten temat nietoperzami tropikalnymi – np. amerykańskimi wampirami czy wielkimi nietoperzami z Azji lub Australii (w zamieszczonym przykładzie - z archipelagu Maskarenów). Jest to wprowadzanie czytelników w błąd i kształtowanie całkowicie fałszywej wizji nietoperzy w społeczeństwie. Tekstów o dzikach nie ilustruje się zdjęciem hipopotama, choć pokrewieństwo tych dwóch gatunków jest o wiele bliższe niż naszego mroczka z owocożerną rudawką. To po prostu przejaw ignorancji i wstyd dla redakcji.

Jeśli ktoś byłby zainteresowany większą porcją informacji na ten temat, polecamy zapoznanie się z opublikowaną kilka dni temu przez EUROBATS broszurą „Wścieklizna u europejskich nietoperzy”. Na razie jest ona dostępna tylko po angielsku, ale PTOP Salamandra już przygotowuje jej tłumaczenie.

Andrzej Kepel

Interesuje Cię ten temat? Przeczytaj także:
- Zemsta wściekłego nietoperza nie grozi Poznaniowi
- Nietoperzowa wścieklizna w Szczecinie – nic nowego, nic groźnego 
- Trzecia „strefa zagrożona” w Poznaniu 
- Wściekłe nietoperze – fakty i mity 

 


 

Dr Andrzej Kepel jest chiropterologiem, m.in. członkiem międzynarodowych zespołów eksperckich zajmujących się zagadnieniami wpływu nietoperzy na zdrowie publiczne.